poniedziałek, 29 lutego 2016

Zmiany w życiu dają siłę.






Z takim zdaniem spotkałam się na okładce jednego z popularniejszych magazynów. Jeśli to 100% prawda, to pomyślałam sobie, że jestem niesamowicie silną kobietą- tyle w moim życiu było już przeistoczeń ;)

Nie wiem tak naprawdę, co autor wypowiedzi miał na myśli. Nie zajrzałam do odpowiedniego artykułu, chcąc zostawić sobie zupełną dowolność interpretacji. Gdy zastanawiam się nad tym stwierdzeniem, to uważam, że zwykle przerabiane w życiu przeobrażenia rzeczywiście mogą być przyczyną wzrostu naszego samopoczucia, zadowolenia czy nawet przypływu chęci do działania. 

Przykłady na poparcie tezy aż się mnożą: zmień swój image- fryzurę, styl ubierania się i postaw na szeroki wachlarz usług kosmetycznych- od razu poczujesz się lepiej! Obudzi się w Tobie zadbane i dopieszczone JA, a to przecież bardzo miłe uczucie. :)

Spraw sobie coś ekskluzywnego do mieszkania- jakiś gadżet, o którym zawsze marzyłeś. Albo co tam- od razu remont, na który od tak dawna nie możesz się zdecydować i wykończenie wnętrza w stylu, który od lat chodzi Ci po głowie. Ale satysfakcja, co?

Zmiana pracy- oczywiście na taką, która spełnia Twoje oczekiwania! Awans na wyższe stanowisko lub otworzenie własnej firmy, zespół kolegów tworzący atmosferę wsparcia, o niebo lepsze zarobki, samorealizacja i ciągły rozwój- no komu nie dodałoby to skrzydeł?

Kupno domu, auta, ślub, dłuższy wyjazd, uporządkowanie piwnicy, zapisanie się na kurs japońskiego, przyrządzenie po raz pierwszy sushi, podjęcie wymarzonych studiów, wyśniony weekend z dziewczyną... wszystko to rzeczywiście uszczęśliwia! Czasem być może co prawda ciężko nam zrobić ten pierwszy krok w kierunku zmiany, zaplanować ją i ruszyć z kopyta- ale kiedy już się odważymy, efekty zwykle są budujące i dające siłę i chęci do podjęcia kolejnych wyzwań.

Co jednak ze zwrotami życia, których wcale byśmy nie oczekiwali? 
Odejście bliskiej osoby, przymusowa przeprowadzka w obce miejsce, konieczność podjęcia pracy na studiach ze względu na pustki w portfelu, przewlekła choroba w rodzinie, wypadek, utrata pracy, zawód miłosny, nieudane starania o potomstwo... Jak w takich sytuacjach znaleźć siłę; jak takie "niechciane" zmiany mogą nam ją dać? 

Myśleliście nad tym kiedyś? Bo mi się zdarzyło ;) Doszłam do wniosku, że najlepiej mieć na stałe swój stabilny punkt odniesienia- Wielką Ideę i Wartość Constans. W moim przypadku jest to wiara. Odczytuję wydarzenia i  sytuacje poprzez pryzmat prowadzenia ich przez Siłę Wyższą, jaką dla mnie jest Bóg. Nie wszystko muszę wtedy rozumieć- mam bowiem świadomość, że Ktoś czuwa nad tym za mnie i wie, że tak jest lepiej. A to daje możliwość przetrwania ciężkich chwil; daje siłę. Może ona też brać się ze wsparcia innych osób- opierania się na ich doświadczeniu, mądrości, albo po prostu byciu z nami. Pomaga też i przede wszystkim rozmowa- nie warto ukrywać tego, co boli i stwarza trudność. Słowa wypowiedziane mają tą wielką siłę, że nadają inne znaczenie myślom. Spróbuj, jeśli nie wierzysz! I obserwuj, jak wykrystalizuje się przy okazji Twój charakter ;)

A może masz inne sposoby na odnalezienie siły w chwilach trudnych zmian? Podziel się! Chętnie o tym przeczytam!
0

piątek, 26 lutego 2016

Czas na... wywczas!







Darzę bardzo dużą sympatią pewnego mężczyznę, którego osobiście nie znam (jeszcze). Nazywa się Jacek Walkiewicz. Polubiłam go szczególnie mocno po bliższym spotkaniu z jego dwoma książkami: "Pełna moc życia" i "Pełna moc możliwości". Nadchodzi weekend, trochę więcej wolnego czasu- jak nie masz innych naglących planów to zachęcam, sięgnij do którejś 
z tych pozycji. Lekturki miłe, lekkie i przyjemne, a przy tym dające do myślenia i motywujące. 

Więc sympatyczny i bardzo życiowy autor dzieli się w swoich książkach z czytelnikami  wieloma spostrzeżeniami, które w mojej opinii szczególnie trafnie oceniają szereg aspektów rzeczywistości. Ponad tym wszystkim króluje ostatnio jedno zdanie, które bardzo mocno we mnie pracuje. Mianowicie pan Jacek pisze: "Podróże kształcą... ludzi wykształconych". Przeczytaj to sobie jeszcze raz: "Podróże kształcą ludzi wykształconych". Po pierwszym zetknięciu się z tymi słowami pomyślałam- czego on chce ;P Ale dalej rozwija bardzo płynnie swoją myśl i podaje logiczne przykłady.

A ja teraz rozwinę moją myśl ;). Bardzo lubię podróżować. Każdą wyprawę odbieram jako możliwość poszerzenia swoich horyzontów i dowiedzenia się czegoś nowego, albo uporządkowania tego, co już wiem i "unaocznienia" sobie tego. I w ten właśnie sposób odpoczywam- podziwiając piękno i różnorodność otaczającego mnie świata. No ale przecież nie każdy musi mieć takie samo podejście do tematu. Niektórym wystarcza rozłożyć się na hotelowym leżaku z drinkiem z palemką i wrzucić potem foteczkę na swój profil na koncie społecznościowym. A po powrocie opowiadać o szalonej podróży na kraniec świata. Mnie zresztą czasami też tylko tego się chce- rzadko, bo rzadko, ale jednak ;) I czy któreś z tych zachowań jest lepsze lub gorsze? Każdy ma przecież swój sposób na życie, w tym spędzanie urlopu. Jeden potrzebuje aktywniejszej, drugi spokojniejszej formy ładowania swoich akumulatorów. I jak widać, różne preferencje mogą też wynikać z potrzeby chwili.

Jesteśmy teraz na etapie first minute- bukowania wyjazdów wakacyjnych. Może warto zastanowić się przez moment, czego tak naprawdę tym razem oczekujemy od wypoczynku. 
A jak to może być przy okazji połączone z wykształceniem i poziomem naszej świadomości?- to już pewna drobna zagadka, po której rozwiązanie odsyłam zainteresowanych do "Pełnych mocy..." ;)
0

czwartek, 25 lutego 2016

Magia bycia razem.




Jesteście dla siebie bardzo ważni. Długo na siebie czekaliście bądź nawet szukaliście się, zanim Wasze drogi się spotkały i połączyły w jedną. Zdecydowaliście się iść razem przez życie; dzielić 
z sobą radości i smutki. Połączyły Was zainteresowania, pasje, poczucie humoru, jednakowe spojrzenie na świat ale też finanse, rachunki, dzieci, cieknący kran, przypalony obiad i zbyt szybko pusty bak.

Jest wystarczająco dużo powodów, by w każdym związku wyjątkową i na swój sposób szaloną wspólną decyzję bycia ze sobą szanować i celebrować. To naprawdę istotne- pamiętać o sobie nawzajem. Można to robić na tysiąc sposobów. Można powtarzać tej drugiej osobie: "Kocham Cię!" wkoło i wkoło (bo to się nigdy nie nudzi), szykować śniadanie bądź kanapki do pracy, parzyć ulubioną kawę, umawiać się na romantyczne randki (choćby to miała być zwykła domowa kolacja ale przy świecach i odpowiednim nastroju), włączać niespodziewanie "Waszą" muzykę i porywać do tańca, zabrać drugą połówkę w miejsce, które ona szczególnie lubi, itp. itd. Drobnostki, ale podgrzewają temperaturę uczuć!

Chcę jeszcze podkreślić, jak ważne i budujące dla relacji jest pamiętanie o wspólnych wydarzeniach, datach, rocznicach. Świętowanie ich, chociażby w najskromniejszy sposób, scala i fundamentuje związek. Z okazji Waszej uroczystości kup jej wreszcie ten bukiecik kwiatów, zabierz ją do kina, a Ty przygotuj mu jego ulubiony obiad i zapomnij ten jeden raz, że skarpetki porozrzucał po pokoju. Niech to będzie wyjątkowy, pełen Waszej magii dzień.

A kto wie, może magia Waszej bliskości sprawi, że te nieznośne skarpetki nauczą się lądować wreszcie w koszu na brudną bieliznę? I może obiad nie będzie się już nagminnie przypalał? ;)
2

środa, 24 lutego 2016

Postaw na...




Dziś chcę podzielić się z Wami słowami, które jeszcze do niedawna wzbudzały we mnie niepokój i irytację: "W życiu nie można mieć wszystkiego". 

Wrrrrrr! Jak to nie można? Chcieć, to móc! Układasz odpowiednio swoje priorytety, nastawiasz zegarek na dłuższą dobę ( ;) ) i jazda. Tak, tak- tak uważa pewno też większość współcześnie goniących za nie wiadomo czym Czasodreptaczy bądź wciąż szukających potwierdzenia swojej wartości w opinii publicznej Emocjochłonów.

W życiu nie można mieć wszystkiego.

Lepiej mieć mało, a lepszej jakości.

Lepiej mieć raz na jakiś czas, a intensywniej.

Lepiej mieć odrobinę, a przeżytą do głębi.

Lepiej mieć z jedną najbliższą osobą niż z gronem przypadkowych.

Lepiej mieć tylko trochę, a tego, co stanowi prawdziwą wartość.

Długo, oj długo walczyłam z tym zdaniem. Teraz na szczęście rozumiem już, że w życiu wszystkiego mieć nie można. I że dlatego też życie jest piękne, pełne wyborów. A jak to jest 
u Was?

Więcej też tu.




0

wtorek, 23 lutego 2016

Skąd pewność?







Pisałam kiedyś o mojej nieumiejętności podejmowania decyzji (klik). 
Są jednak takie sprawy, gdzie nikt za nas niczego nie rozstrzygnie; gdzie trzeba zakasać rękawy i samemu chwycić ster życia w swoje ręce. W ważnych kwestiach jedynym mądrym rozwiązaniem jest zdanie się na siebie i słuchanie swojego wewnętrznego głosu (nie wykluczam tu porad bliskich osób). Jednym podjęcie takiej ważnej decyzji zajmie dzień, innym tydzień, jeszcze innym miesiąc czy rok. Uważam jednak, że nie ma tu złotego środka. Nie czas poświęcony na analizowanie jest najważniejszy, a skutek.


Żeby podjąć słuszną dla siebie decyzję trzeba przede wszystkim wiedzieć, czego się chce. To jest proste, jak się o tym czyta, ale trudne w działaniu. Nie wiesz, czego chcesz, jeśli nie znasz siebie i nie uporządkowałeś w sobie swoich priorytetów. Bez tego nie wybierzesz trafnie tego czegoś, co ma dla Ciebie tak duże znaczenie.

Kiedy już przebrniesz przez ten krótki w moim tekście akapit a długi fragment swojej egzystencji, możesz się uspokoić. Słuchając siebie i idąc za swoimi wartościami odszukasz w sobie wszystkie narzędzia służące dokonaniu dobrego i uszczęśliwiającego wyboru. 

Gratuluję :)

Po czym poznasz, że wybrałeś właściwie? Pewności nikt Ci nie da, ale odnajdziesz spokój 
w swoim wnętrzu. Będziesz po prostu wyciszony i w pewien sposób zrelaksowany podjęciem decyzji. Da Ci ona nową siłę i chęć do działania. Wywoła uśmiech na twarzy i radość 
w serduchu. Będzie Cię motywować każdego dnia do robienia czegoś więcej, lepiej, skuteczniej. Wreszcie będziesz się chciał rozwijać i czerpać pełnymi garściami z tego, co wybrałeś. Ale uwaga- staniesz się też gotowy do dawania od siebie i to na skalę, o którą sam siebie nie podejrzewałeś. Odkryjesz bowiem w sobie zasoby, o których do tej pory nie miałeś pojęcia. Poczujesz, co znaczy być spełnionym, szczęśliwym; jak smakuje realizacja siebie 
i radowanie przy tym innych. Będziesz chciał więcej i więcej z tego stanu. Poranki zaczną się od: "Przede mną kolejne możliwości", a nie od: "Znowu to samo..." Spotkasz się 
z aprobatą, a nawet uznaniem otoczenia. I będzie Ci się chciało angażować w Twój wybór na maxa, bez względu na okoliczności.

Masz to? ;) Nie obawiaj się decyzji. Ich konsekwencje mogą być naprawdę piękne i budujące! Odwagi!
0

poniedziałek, 22 lutego 2016

Z tytułem i ścierą.








Dziś nie będzie długo, bo tytułowe połączenie może wywołać żywą konsternację.

Dlaczego warto mieć skończoną szkołę, studia, dobre wykształcenie poparte odpowiednim stopniem naukowym wie chyba każdy. Nie będę się tu teraz w tą kwestię zagłębiać (może innym razem ;)). Dlaczego natomiast warto od czasu do czasu, mając swoją dumnie brzmiącą wyedukowaną godność, sięgnąć po ścierę- do takich ciekawych rozważań zainspirowały mnie ostatnie wydarzenia.

W życiu, niezależnie od tego, jakie wykształcenie zdobywamy i wśród jakiego towarzystwa się obracamy, lepiej nie zapominać, skąd się jest i gdzie się ma swój dom rodzinny. Jeśli bowiem odetniemy się zupełnie od korzeni i ukochanej tradycji, utracimy swoją tożsamość (a na co nam potem w życiowym zagubieniu tytuły i bale firmowe?).

Nie ma sensu udawać kogoś, kim się nie jest. Nie zabrzmi to obiecująco, ale zdobyte stopnie naukowe nie świadczą o tym, jakim się jest człowiekiem- to tak nie działa. Rozwijajmy się, twórzmy, kochajmy i doceniajmy innych- nie dzięki nam tylko świat i tak idzie dzień w dzień do przodu. Nabierzmy pokory i spuśćmy z siebie nadmiar nadymającego powietrza.

Sięgnijmy wreszcie po ścierę. Wytrzyjmy naczynia, pościerajmy kurze, umyjmy podłogę. Naprawdę dobrze nam to zrobi. Odsapniemy od naukowych dylematów i zerkniemy na siebie przez jakże również ciekawy i zaskakujący pryzmat codzienności. 

Hurrrra! I nagle okaże się, że też jesteśmy normalni, osiągalni, żyjący tu i teraz, nawet fajni 
i zabawni. Tylko może mądra głowa zwykle nosi się tak jakoś ciut za wysoko ;P.


0

sobota, 20 lutego 2016

Rodzeństwo gra pierwsze skrzypce?







Biblia pozostawiła ją w cieniu brata. Życie rzuciło na nią wyjątkowe światło.

Mowa o Miriam, siostrze Mojżesza. Była ona kolejną, wartą przez nas omówienia, bohaterką Pisma Świętego. Doskonała opiekunka, radosna prorokini, potężna przywódczyni. Najstarsza 
z hebrajskich dzieci Jokebed i Amrama. Nigdy nie wyszła za mąż, nie miała swojego potomstwa.

W dzieje Księgi Życia wpisała się jednak znamiennie. Pilnowała malutkiego Mojżesza, płynącego w wiklinowym koszu Nilem. Namówiła egipską księżniczkę, by ta oddała dziecię na wykarmienie Jokebed. Cechowała  się odwagą i zaradnością. Dzięki niej przeżył wielki wyzwoliciel i przywódca narodu izraelskiego na drodze wybawienia z niewoli egipskiej.

Po przekroczeniu Morza Czerwonego suchą stopą to ona pierwsza sięgnęła po bębenek 
i zaintonowała Bogu dziękczynną pieśń. Oddała należną chwałę Stwórcy, wyznała publicznie swoją wiarę, przewodziła innym w uwielbianiu Pana, podkreśliła wyjątkowość Bożej mocy.

W potrzebie napominała razem z Aaronem Mojżesza. Na kartach Biblii zapisała się jako kochająca, troskliwa siostra, ucząca nas życia we wspólnocie- rodzinnej i społecznej. Wskazała na wartość więzi między rodzeństwem. Niektórzy doszukali się nawet analogii pomiędzy relacją jej i Mojżesza, a Mojżesza i całego narodu izraelskiego.

I co najważniejsze- pozostała wierna Bogu, do końca wypełniając Jego polecenia i wychwalając go całym swoim, niedługim jak na owe czasy, życiem.

Chcesz wiedzieć więcej? Sięgnij do Biblii: Wj 2,1-10; 15, 20-21; Lb 12.
0

piątek, 19 lutego 2016

Syf, kiła i mogiła.




Zachmurzone niebo sprzyja ponurym rozmyślaniom, a spacery porządkowaniu idei.
Jedną z moich jest szczęśliwe małżeństwo. Wspierające się. Rozumiejące swoje potrzeby. Dążące do harmonii. Uporządkowane. Dające sobie niezbędną przestrzeń. Kochające się.

Jak to już w życiu bywa, niektórym związkom bliżej do tego obrazu, innym nie. Wiele zależy od poziomu świadomości obojga i chęci pracy nad swoją relacją. 

Czasami jednak do ideału jest baaaaardzo daleko. Wiesz, kiedy to się zaczyna? Kiedy chcemy coś sobie na siłę udowodnić; kiedy spieramy się o teściów; kiedy przerzucamy na siebie nawzajem winę za chorobę dziecka; kiedy wyciągamy na wierzch stare brudy (dawno już omówione i zapomniane, ale w momencie kłótni świetnie przybijające gwóźdź do trumny); kiedy chcemy koniecznie dominować; kiedy naiwnie czekamy, aż on się domyśli a on czeka, że przestaniemy milczeć; kiedy zamiast porozmawiać rzucamy krytyczne spojrzenia; kiedy kwitujemy wszystko słowami: "Nie wiesz o co chodzi? Widocznie jesteś głupszy/-a niż wyglądasz".

Przy natłoku takich oskarżeń nasze małżeństwo z sielankowego, szczęśliwego zdjęcia ślubnego przemienia się powoli i niezauważalnie w zagracone podwórko. Owszem, na początku można tego w ogóle nie czuć- ot, jedna jakaś drobna kłótnia, jedno porządniejsze "wygarnięcie" sobie. A od tego spustoszenie sukcesywnie się zaczyna. Narastające niedomówienia i rany bolą coraz bardziej. Tym bardziej, im więcej czasu upływa od niewyjaśnienia sobie fundamentalnych kwestii...(a jak zbawienna jest zmiana perspektywy widzenia i oddanie się sprawie wspominałam już tutaj i tutaj).

Ja nie chcę mieć małżeństwa niczym stare, zagracone podwórko z rozklekotaną bramą 
i poszarpaną siatką. Daleko mi do takiej wizji; do wizji, w której relacja powoli zamiera; w którą włazi duchowy syf pustki. 

A czego Ty chcesz? Dążysz w swoim życiu do zdominowanej szczęściem i harmonią relacji czy pozwalasz, aby wszystkie Twoje pragnienia leciały na łeb, na szyję w dół?

2

środa, 17 lutego 2016

Zamknij się!



 Nie żartuję.

Zbierz się na odwagę i to wreszcie zrób.

Wiesz, w godzinach szczytu zamykają dziś główne ulice w moim mieście w związku 
z poszukiwaniami zaginionej osoby. Co bym zrobiła, gdyby najbliższa mi osoba rozpłynęła się bez znaku życia? Pewno to samo, co dzieje się teraz w centrum- uciekłabym się do wszelkich możliwych metod odnalezienia jej. Co Ty byś zrobił? Podejrzewam, że również szukał rozpaczliwie i stawał na głowie, by ją odnaleźć.

Cała ta sytuacja skłania mnie ponadto do trochę innego rodzaju refleksji.
Mianowicie- co robimy, gdy zgubimy fragment... siebie? Jakąś część swojej tożsamości, swojego bytu, swojego własnego JA? Kiedy pojawiają się fundamentalne pytania o wartość ego, potrzeby, pragnienia, cele, dążenia, sens? Wtedy, gdy coś w nas szwankuje, bo domaga się więcej uwagi a my czujemy się wybici z rytmu? Co wtedy robimy?

Możemy jechać do buddyjskiej świątyni pomedytować lub uciec na koniec świata, bo to ostatnio modne.
Nie polecam, bo nie próbowałam.

Jeśli jednak chcesz przetestować coś, co działa bez zbędnych kosztów i podróży, to proponuję, żebyś właśnie się zamknął. Odciął od pewnych spraw, zwolnił tempo życia, przełożył obowiązki na następny termin, zrobił sobie wolne. Siadł wreszcie spokojnie i dał sobie czas. Pomyślał nad sobą, poszukał wartościowych lektur, otoczył się dobrymi myślami. Banalne, a skuteczne. Minimalizuje ponadto pewne dokuczliwe objawy somatyczne, typu chroniczne bóle głowy czy skurcze żołądka. Za darmoszkę.

Jeśli czujesz, że to może być dla Ciebie pewien oddech od gonitwy codzienności i pomocne spojrzenie w głąb siebie- weź się po prostu zamknij.
0

wtorek, 16 lutego 2016

Tylko dla kobiet!



Marzysz o powalającej z nóg karierze. Godzinami rozmyślasz o pracy, która da Ci spełnienie potrzeb, pragnień i wygórowaną niezależność finansową. Rozwijasz się nieustannie. Śledzisz najnowsze trendy branżowe, podążasz za tematycznymi nowinkami. Szkolenie za szkoleniem to dla Ciebie standardowa codzienność. Tak jak nadgodziny i raz po raz raport pisany dodatkowo przy niedzielnej kawce.

Fajnie być Kimś. Czuć to spełnienie zawodowe. Mieć swoją ciężko wypracowaną niezależność. Cieszyć się uznaniem społecznym. Mieć w biznesie swoją stabilną, wysoką pozycję, nie tylko finansową. Pławić się w luksusach. 

Ekstra.

Ja też mam coś ekstra. Jestem Mamą. Jestem fajnym Kimś. Czuję to spełnienie. Mam swoją ciężko wypracowaną niezależność. Cieszę się miłością dziecka. Mam moją stabilną, rodzicielską pozycję, nie tylko finansową. Pławię się rosnącym Skarbem- każdym gestem, uśmiechem, słowem, krokiem, buziakiem...

Teraz jest na to czas (więcej o nim pisałam też tutaj ). Wiesz, on nie wraca. Z pracą zdążysz. 
I rozwiniesz w niej skrzydła tak, że nikt Cię nie powstrzyma przed wielkimi lotami w kierunku sławy/prestiżu/uznania/bogactwa (wybierz, co chcesz).  Dasz radę uzbierać na wypasione wakacje pod palmami, mega furę czy chatę z dziesięcioma sypialniami. Jeśli czegoś NAPRAWDĘ pragniesz, to jesteś w stanie to osiągnąć.

Tylko pomyśl sobie, kiedy będzie dla Ciebie właściwy moment na zarzucone na szyję rączki 
i usłyszane jedno słowo: "Mamo" ?


0

poniedziałek, 15 lutego 2016

Mąż nagminnie znosi Ci do chaty...


Z mężami różnie bywa. Marzysz o księciu z bajki, rycerzu w potężnej zbroi na białym koniu ratującym Cię z opresji życia, zabierającym na wykwintny bal i bosko całującym. Po czasie odkrywasz, że albo zbroja połatana, albo koń nie taki, albo że to na Tobie spoczywa odpowiedzialność za ratunek, przygotowanie balu i inicjatywa pocałunków. Co sobie myślisz?- Żenada.

Co ciekawe- to normalne. Normalne jest to, że w fazie zakochania widzimy przez różowe okulary i dopisujemy sobie pewne pożądane cechy albo liczymy, że ślub wszystko w wybranku zmieni. Ale nic z tych rzeczy! Podstawowa zasada wchodzenia w relacje damsko-męskie: ktoś jest, jaki jest i nie ma co zakładać zmiany. Jeśli będzie chciał przemiany na lepsze, okey, może będzie dla Ciebie nad sobą pracował (wyjątkowy egzemplarz) ale uwaga- efekt końcowy nie jest jednoznacznie określony ;)

Dążę do tego, że dla świętego spokoju swojego i ukochanego warto doceniać w nim to, co od początku ma w pakiecie; to, co od zawsze znosi do chaty. Mój mąż jest wyjątkowy w tym względzie. Znosi różne rzeczy, historyjki i pomysły, ale to, czym szczególnie chcę się z Wami podzielić i co mocno doceniam (bo odnoszę wrażenie, że wśród facetów jest na wymarciu) to kwiaty. Mój mąż nagminnie znosi mi do chaty bukiety kwiatów. Z okazji przeróżnych okazji. Pamięta o świętach i ważnych datach i podkreśla ich znaczenie kwiatami dla mnie. Uwielbiam ten jego zwyczaj! I mówię mu o tym, jak bardzo jest to dla  mnie miłe i ważne.



Każdy facet ma swoje przyciasne zbroje lub kulawe rumaki. Ale co tam! Dziś chcę Ci powiedzieć, że skupienie się na dobrych stronach jego osobowości pomoże Ci odkryć jego i siebie na nowo! Spróbuj!

Wiesz już co wyjątkowego dla Ciebie Twój mąż znosi Ci do chaty?
4

niedziela, 14 lutego 2016

Życzę sobie...


Czasami warto tylko sformułować życzenie... Określić i wyrazić za pomocą zdania oznajmującego... Treść ubrać w formę... Nadać kształt... Utożsamić się z tym... Przyjąć, jako swoje.

Potem mogą dziać się rzeczy wielkie i piękne. Potem można doświadczyć nowego. Potem... ach, jak warto odważyć się dla tego czegoś, co będzie potem!

Myślę- czy może dziś właśnie, w tym słodkim walentynkowym dniu, nie nadarza się dla Ciebie okazja na zapragnięcie czegoś więcej od życia? Bo przecież serduszka wokół, zapach kwiatów i miłości, uśmiechy na twarzach. To sprzyja dobremu nastrojowi a co za tym idzie- chęciom do działania. Nawet jeśli to działanie ma się tymczasowo wyrazić poprzez sformułowanie życzenia. Ja to zrobiłam. Nazwałam, czego chcę od życia. Już
w sumie nawet jakiś czas temu ;) A teraz doświadczam tej lepszej części życzenia sobie- jej realizacji. Co prawda powolnej, ale powtarzam sobie, że spokojnie, nie od razu Kraków zbudowano;) A odczuwanie tego spełniania się jest super! Jest właśnie tak kolorowe, jak dzisiejsze zdjęcie! Ma dla mnie zapach mieszanki kwiatów, unikalny. Jest przepełnione nadzieją, radością, może nawet wiosną? I na pewno skrywa w sobie różnorodne ujmujące oblicza, niczym ułożony misternie bukiet roślin.

Znajdź w tym bukiecie coś dla siebie! Może nawet... znajdź SWÓJ bukiet! Ciesz się drobiazgami! Chciej doświadczyć spełnienia swojego życzenia!
0

piątek, 12 lutego 2016

Ślad.


Jest taka książka, która jako prezent urodzinowy znalazła się niedawno w moich rękach. Jak to już z książkami bywa, jedne czytamy i o nich zapominamy a inne pozostawiają po sobie nieodwracalny ślad, wręcz odciskują brzemię. W sumie jeszcze inne śledzi się dla paru cennych myśli- i  w tej kategorii umieściłabym "Radość życia. O sztuce miłości i akceptacji." L.F. Buscaglia.



Kilka spostrzeżeń autora jest dla mnie szczególnie budujących. Jednym z nich chcę się z Wami podzielić. Traktujcie te słowa może jako zachętę do twórczego przeżycia najbliższego czasu? ;)

"Jedną z najtrudniejszych rzeczy, jakie musimy zrobić- choć zarazem najprostszą- jest BYĆ SOBĄ, odkryć KIM SIĘ JEST i CO SIĘ MA DO ZAOFEROWANIA. Potem trzeba to rozwijać, żeby MÓC TO DAWAĆ INNYM. Możliwość dawania to jedyna przyczyna, dla której warto cokolwiek posiadać."

Pięknego weekendu Wam życzę! :*
0

Taka lekcja od Tamar.




Siedzi we mnie kwestia, którą poruszyliśmy ze studentami w jednej z dyskusji: jak nabrać dystansu do niektórych wydarzeń z życia? Punktem zapalnym stała się konkretna postawa Tamar, naszej biblijnej bohaterki (odsyłam do Pisma Świętego, Rdz 38). 

Tamar uwiodła teścia, by wymusić na nim dopełnienie przysługującego jej prawa lewiratu. Na moment w historii swojego życia zdystansowała się od swojej tożsamości- przestała być wdową, stała się nierządnicą. Zdystansowała się wobec swojego czynu- szybko wróciła do roli posłusznej córki i, wydawać by się mogło, zapomniała o całym zajściu. Nadała odpowiedni dystans swojej relacji z teściem- choć psychicznie łatwo jej na pewno nie było starać się z nim 
o potomstwo.

Czy cel zawsze uświęca środki? Bóg był z nią, bo sprawiedliwie, jak na owe czasy, chciała przedłużyć losy rodu Judy. Czy możemy ocenić moralność jej czynu? Uważam, że z perspektywy teraźniejszości jest to awykonalne, więc nie warto się nawet starać. Stary Testament czytamy, przenosząc się w realia świata Starego Testamentu i wszystkie rządzące nim prawa. Kropka.

Jest jednak coś, co warto. Warto, jak Tamar nabierać dystansu. Nie po to, by z zimną krwią planować i podstępnie realizować swoje prywatne, egoistyczne cele. Ale po to, by dążyć do sprawiedliwości; by żyć spokojniej i pełniej; by mieć szerszą perspektywę; by czuć się wolnym 
i spełnionym.

Taka lekcja od Tamar.

0

środa, 10 lutego 2016

Metamorfoza ;)


Nadszedł taki okres w kalendarzu, kiedy jak co roku zastanawiam się, co warto w sobie zmienić. Nie dlatego, że praca nad sobą jest modna; nie dlatego, że tego wymaga stereotyp Wielkiego Postu; nie dlatego, że tak ktoś by sobie życzył, ale dlatego właśnie, że mogę!



Kiedyś przełomowe było dla mnie uświadomienie sobie, że "nawrócić się" to znaczy: "zmienić myślenie". A ja zawsze sądziłam, że to karcące twierdzenie srogo kiwającego palcem z ambony księdza, który chce nam powiedzieć, że wszyscy za nasze zachowanie będziemy się smażyć 
w piekle. A tu proszę: ZMIEŃ MYŚLENIE. Jak łagodnie. Jak bez przymusu. Jak na wiele sposobów można to interpretować.

Jak wykorzystam tegoroczny Wielki Post na zmianę myślenia?
Uważam, że teraz w moim życiu jest właściwy moment, na szczególne docenienie tych, którzy są najbliżej i tych, których mocno noszę w sercu, a dzielą nas kilometry.
A Ty jak się nawrócisz? Trzymam kciuki za Twoją metamorfozę myślenia! :)
2

wtorek, 9 lutego 2016

Kocham życie!


Miłość odbieram jako uczucie i decyzję, które wymagają ciągłej pracy nad sobą, a także nad relacją, w której się jest. Jakkolwiek to zabrzmi: dziś o mojej relacji z życiem.

Tytuł posta w zasadzie powiedział dużo. Ale nie poprzestanę na tym bez wyjaśnienia ;) W południe sporo czasu poświęciłam na modernizację bloga, robiąc rzeczy, o których wcześniej nie miałam pojęcia. I chociaż przysłowiowo się przy tym "napociłam", to jednak w efekcie końcowym jestem 
z siebie dumna, że zrobiłam coś nowego i dotąd dla mnie niejasnego.  I właśnie do tego też chcę nawiązać- że życie okazuje się dla mnie być ciągłym rozwojem! Czegoś nie wiem, ale mogę się dowiedzieć i to zrobić, albo przynajmniej spróbować swoich sił, a jak nie wyjdzie, poprosić o pomoc (swoją drogą ilu z Was umie prosić o pomoc? Bo nie dla każdego to łatwa kwestia...). Tak jak wczoraj nawiązałam do tematu dzielenia się czasem z dzieckiem, tak dziś łączę te dwa wątki: jest prawdziwym wyzwaniem rozwijać się przy niemowlaku! Bo i opieka nad nim jest pewnym progresem, i to, ile z własnych planów uda się wcielić w życie tym bardziej :)


Ogarnął mnie dobry nastrój. Kochać życie za rozwój? Właśnie tak! I szczególnie też wtedy, gdy nie ma się na niego czasu ;)
0

poniedziałek, 8 lutego 2016

Pomnożyć czas, który się dzieli?


Kiedy masz małe dziecko, czas zaczyna dla Ciebie płynąć zupełnie inaczej. Póki Weroniki nie było na świecie, w mojej głowie dobrze zakorzeniła się teoria, że wystarczy umieć racjonalnie zarządzać sobą 
i tym, co się ma zaplanowane, aby wykorzystać dzień w 100%. Nic 
z tych rzeczy! Bobas w mgnieniu oka wywrócił wszystko do góry nogami.

Po powrocie ze szpitala nie miałam dla siebie zbyt wiele wolnego czasu. Ot, tyle, żeby pobyć chwil parę sam na sam ze swoim mętlikiem myśli 
w łazience. W życiu nie przypuszczałam, że będę tak długo dochodzić do pełni sił po porodzie! A że nie będę mogła siedzieć?- taka opcja nie wchodziła w grę dotąd, aż stała się smutną rzeczywistością. Wszystko na szczęście mija, a mija tym szybciej, im mniej o tym myślimy. Złe samopoczucie zostało zastąpione opieką nad maleństwem. Kruszynka daje mnóstwo radości- nieproporcjonalnie więcej do czasu, jaki się jej poświęca ;) A czas wypełnia sobą skrzętnie. Oczywiście, wiem, każde dziecko jest inne; nie każde wymaga tyle uwagi i zaangażowania. Owszem. Nikt mi jednak nie powie, że odkąd został szczęśliwym rodzicem, może zarządzać swoim czasem jak to było do tej pory.

Nie czuję się jednak "pozbawiona wolności", mając dziecko. Czuję się szczęśliwą mamą. Z radością i niecierpliwością czekam nawet na kolejne, a coraz większy brzuszek przypomina mi, że ta chwila się zbliża. Czy się obawiam?- raczej nie. Mam świadomość, że będzie ciężko, ale dostaję też wsparcie od najbliższych. Tylko czasu nikt mi nie ofiaruje więcej. Dlatego każdą minutę z niemowlakiem lub tuż obok niego wykorzystuję, jak mogę najlepiej. Bo Ten Czas nigdy nie wróci. A na inne sprawy zawsze jeszcze będzie odpowiednia pora.

0

sobota, 6 lutego 2016

W czym tkwi siła kobiety?

Pytanie, które wcześniej czy później zadaje sobie każdy. Padło ono również ostatnio na cotygodniowym biblijnym spotkaniu ze studentami, które prowadzę. Omawialiśmy akurat postać wdowy Tamar, odwołując się do czasów, w których żyła (kontynuacja dziejów rodu Jakuba) i praw, którym podlegała (m.in. prawo lewiratu). 

Na podstawie jej przeżyć doszliśmy do takich wniosków:
- siła bierze się z nadanego imienia. Tamar to inaczej palma daktylowa- drzewo piękne, 
o kuszących owocach, ale i przystosowane do ciężkich warunków rozwoju i wzrostu. Imię jest bardzo ważne; niesie przesłanie o człowieku

- kobieta potrafi być zwycięska, gdy wytrwale walczy w imię sprawiedliwości. Tamar domagała się wypełnienia tak ważnego wówczas prawa lewiratu. Sprawiedliwość była po jej stronie, choć uciekła się do niebywale odważnego podstępu

- w realizacji uczciwych zamierzeń prawym kobietom sprzyja Bóg, w którego wierzą. Tamar przylgnęła sercem do Boga Judy, choć był On tak odmienny od znanych jej kanaanejskich wierzeń

- charakter kobiet bywa hartowany w trudnych relacjach. Nasza bohaterka miała dwóch mężów egoistów, chamów i prostaków. Teściowa ciągle jej czegoś zazdrościła, nawet była zawistna 
i zaborcza. Teść pozostawał obojętny na sytuację panującą w domu. Gdzie tu mowa o wymarzonym przez kobietę rodzinnym status quo?

- jest w kobietach zakorzenione mocno ziarno wielkiej miłości i odwagi do znoszenia spadających na nie ciężarów. Tamar musiała zmierzyć się z poniżającym powrotem do domu po odprawie teścia. Pozostała jednak wierna danym obietnicom. Żywiła silne uczucia do rodziny

- siła wypływa z mądrości. Warto mieć dobrych doradców blisko siebie, bądź kierować się sprawdzoną intuicją. Gdyby Tamar nie miała dostatecznej wiedzy na temat miejsca pobytu teścia (będącego w żałobie), a przede wszystkim gdyby nie zdążyła dostatecznie rozszyfrować pobudek jego postępowania, nie dałaby rady uwieść go i zrealizować swojego śmiałego planu

- kobiety powinny zawsze ufać swojemu poczuciu wartości i troszczyć się o nie. Gdyby Tamar rozsądnie nie wierzyła w siebie i swoje siły, jej historia mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej

- trzeba umieć pokonać zażenowanie. Nieudane życie małżeńskie, brak potomstwa, powrót do rodzinnego domu, zniesławienie, zdrada teścia, wyrok śmierci... Tamar miała co dźwigać, ale dzięki ambicji, przebiegłości i inteligencji stała się biblijną bohaterką, umieszczoną w rodowodzie Jezusa Chrystusa

- cieszmy się powodzeniami. Wysiłki Tamar zostały sowicie nagrodzone. Urodziła bliźniaki 
i została otoczona należnym jej szacunkiem

- siła kobiety bierze się z jej wrodzonej zdolności do nawiązywania kontaktów z innymi 
i prowadzenia relacji. Tamar zrobiła coś wielkiego: doprowadziła do przemiany poglądów teścia. W końcu Juda przyznał, że jest sprawiedliwsza niż on, a to ważna i niecodzienna sytuacja wśród Izraelitów 

- żyć to znaczy ryzykować. Chcesz stać się wielką kobietą? Jak Tamar podejmij życiowe ryzyko!

To są nasze wnioski, być może jeszcze niedostateczne. Jeśli masz ochotę coś dodać, to komentuj śmiało! Po więcej informacji odsyłam do źródła (Pismo Święte, Rdz 38) oraz do zgłębienia tematu w ciekawej powieści http://lubimyczytac.pl/ksiazka/200679/tamar
0

piątek, 5 lutego 2016

Niczego nie żałuję.

Tak myślę, że to musi być piękne uczucie, odchodzić z tego świata 
z poczuciem, że się niczego nie żałuje.

Często wokół mnie powtarzane są słowa: "Bardziej będzie się w życiu żałowało tego, czego się nie zrobiło, niż tego, co się zrobiło, nawet jeśli nie było trafne". Wsłuchując się w nie, warto zapewne korzystać z chwili 
i okazji, być aktywnym i gotowym na nowe wyzwania. Nie wiadomo przecież, kiedy kolejna szansa powróci.

Osobiście przyznaję, że zrobiłam w życiu kilka kroków, z których dumna nie jestem. Czy jednak mając kolejną możliwość, poszłabym inną drogą? Chyba nie. Każda sytuacja czegoś mnie nauczyła, doprowadziła do konkretnych wniosków. Ludzie wzbogacili doświadczeniami i głębią relacji. Uważam, że póki co, nie żałuję. Ale mam też nadzieję, że trochę życia i decyzji jeszcze przede mną;)

I oczywiście na koniec klasyk, który mnie skłonił do refleksji:


0

czwartek, 4 lutego 2016

Zaangażuj się!

Uważam, że bez zaangażowania nie da się dobrze funkcjonować. I chodzi mi o różne jego formy i oblicza. 


 Angażujemy się więcej lub mniej w relacje interpersonalne- bardzo ważny aspekt naszego życia. To, z iloma osobami wchodzimy w bliskie związki rodzinne, przyjacielskie, zawodowe, kształtuje nas samych, nasz charakter, niejednokrotnie też postrzeganie świata. Daje nam siłę 
i motywację na każdy dzień. Daje wsparcie. Odnoszę wrażenie, że dawniej ludzie mniej inwestowali w to, ile mieli w domach czy jakie zakątki Ziemi zobaczyli, a więcej czasu i oddania poświęcali najbliższym. Czyż nie byli spokojniejsi i szczęśliwsi?

Angażujemy się w naukę i pracę. Chcemy mieć dobre wykształcenie, zarobki, zrobić karierę, odnieść sukces. To również wypływa z naszych wewnętrznych potrzeb. Na ile się zaangażujemy w swój rozwój intelektualny, na tyle będzie nam łatwiej odnaleźć się w każdej nowej sytuacji i na tyle będziemy też w stanie dostrzec pojawiające się przed nami możliwości.

Angażujemy się w dbanie o siebie. Mam tu na myśli nie tylko troskę
 o swój wygląd i tężyznę fizyczną, ale zdrowie jako takie- duchowe też. Coraz więcej i chętniej odwiedzamy siłownie, biegamy, pływamy, spacerujemy, itp. Lepiej jemy. Więcej czytamy, nie tylko papierowych, standardowych książek. Szukamy odpowiednich dla siebie grup wsparcia, wspólnot, zespołów ludzi o podobnych pragnieniach i poglądach. Czujemy się cząstką większej zbiorowości; akceptowani i potrzebni.

Oczywiście na tym możliwości naszego zaangażowania się nie kończą. Jest ich jeszcze dłuuuuuga lista, której nie muszę tu przytaczać. Zmierzam bowiem do wniosku, że w dziedzinie, której oddamy najwięcej swojego czasu, energii, wkładu, rozwiniemy się najbardziej. Warto więc uświadomić sobie: w co w moim życiu jestem najmocniej- świadomie lub nie- zaangażowany? Bo w tym staję się najlepszy. I przy okazji- czy inne sfery mojego życia nie są za bardzo pomijane?
0

wtorek, 2 lutego 2016

Byle nie przeleciał przez palce.

Czas i tak upłynie. Gdzieś kiedyś usłyszałam te słowa i bardzo mocno zapisały się one w mojej głowie i sercu. Wracają przy wielu różnych okazjach jak bumerang.

CZAS I TAK UPŁYNIE.


Chcesz coś zmienić w swoim życiu, ale myślisz, że nie masz dostatecznie dużo czasu na taką rewolucję? Czas i tak upłynie.

Masz problem, na którego rozwiązanie potrzeba więcej dni, tygodni, miesięcy? Czas i tak upłynie.

Myślisz o zerwaniu toksycznej relacji i ciągle odkładasz to w nieskończoność? Czas i  tak upłynie.

Boisz się, jak to będzie kiedy dzieci dorosną i wyfruną z gniazda; czy rozliczą cię z czasu, jaki im poświęciłeś? Czas i tak upłynie.

Chcesz być lepszym człowiekiem, ale martwisz się, ile zajmie ci praca nad sobą? Czas i tak upłynie.

I tak jeszcze wiele przykładów można by wyliczać... Ja do dzisiejszej listy dodaję mój aktywny powrót do literatury. W końcu przecież czas i tak upłynie, a chcę go wykorzystać jak najlepiej dla siebie.
0

poniedziałek, 1 lutego 2016

Starajcie się!

"Wy starajcie się o większe dary: a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą." Te słowa pochodzą 
z dzisiejszego drugiego czytania z 1 Kor. I najbardziej zwróciły moją uwagę na Eucharystii.


Jak mogę się do nich odnieść swoim życiem? Pierwsze, co mi przychodzi na myśl, to rozwijanie moich talentów. Ale to takie oczywiste i banalne! 

Konfrontując się z tym, co dziś wydarzyło się w moim małżeństwie, mogłabym popracować właśnie nad relacją z mężem. I nie chodzi mi 
o jakieś radykalne zmiany, ale o dopracowywanie drobnej kwestii; 
o staranie się właśnie o te większe dary dla nas. Obydwoje mamy takie samo nastawienie do planowania wolnego czasu- tak samo ciężko przychodzi nam coś kreatywnego i ciekawego przedsięwziąć. Skoro zależy mi na naszym wspólnym dobru (no ba!) to oficjalnie postanawiam się zabrać za tą pomału ciążącą nam piętę Achillesową- tak, żebyśmy obydwoje byli zadowoleni.

I wierzę, że dzięki temu otwieram się na możliwość jeszcze doskonalszej dla nas drogi ;)
0
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.