Ostatnio byłam na swoim pogrzebie. Zahaczyłam o niego nie przez przypadek- wizyta była zaplanowana i zdecydowanie zamierzona. Wyobrażona. I w konkretnym celu.
Pogoda dopisywała. Lekko wiosennie przygrzewało słonko. Ogólnie dzień ciepły, naznaczony delikatnymi podmuchami wiatru. Wszystko wokół już się zieleniło, widać było pierwsze kwiaty (u mnie w rodzinie dużo opisów poświęca się aurze; na własnym pogrzebie chcę pozostać wierna rodzinnej tradycji).
Byli najbliżsi i znajomi. Widziałam twarze niektórych z bliska, innych sylwetki mignęły mi gdzieś bardziej w oddali. Ale wiem, że ich nie zabrakło. Nastrój panował pogrzebowy. Kilka osób ukryło oczy za okularami- choć słońce wcale mocno nie raziło.
Najmocniej poruszyły mnie przemowy. Pozostawię dla siebie, kto i o czym rozprawiał. Poruszono jednak ważne dziedziny mojego żegnanego życia- to, co odgrywało w nim rolę. Uśmiechałam się, dumając nad tym, co było. Czułam się spokojna i spełniona. Pozwoliłam słońcu muskać moją twarz. Kiwnęłam nawet ręką do kogoś, ale chyba mnie nie zauważył. Zamyślił się pewno nad ulatującym życiem...
Wróciłam do siebie z żalem- że coś już zakończone- ale i korzyścią.
To, o czym mówiono, to były moje życiowe wartości, poukładane i nadające kierunek. Ty też możesz usłyszeć o swoich, gdy świat Cię będzie żegnał. Chcesz?