niedziela, 2 października 2016

Jak zostałam piratem?





Historia zadziała się sama. Wszystko potoczyło się w mgnieniu oka (dosłownie!) i zadziwiło mnie samą. Widocznie tak to już było, jest i będzie, że z dziećmi wiele spraw wymknie się spod kontroli...

Miała to być miła zabawa. Taka ot, chwila matczynego wykazania się przy córce. W końcu tego fachu się wyuczyłam i w tym pracuję. Tak zwane: "Znam się", więc pokażę. I pokazałam.

Szczoteczka do zębów. Rozmiar idealny do wieku dziecka (zaufanie do producentów). Ozdobiona zwierzaczkami, bo z takiej chętniej  korzystają maluchy. I rączka Weroniki.

Nie minął ułamek sekundy. Włosie szczoteczki - nie wiem jak, kiedy i gdzie- wylądowało za sprawą mojej latorośli w moim otwartym OTWARTYM oku. Ałłłłł !!!

Szybką mam córkę. Nie zdążyłam zamknąć oka. Przykre... Oko do wymiany ;P

I tak matka dentystka pokazywała córce, jak prawidłowo używać szczoteczki do zębów. Zębów, nie oczu. Zabawa za sześćdziesiąt złotych na leki dla matki.

Używać ostrożnie i pod kontrolą stomatologa (?).


0

czwartek, 22 września 2016

Sprzeczność w kochaniu.





Wcale nie jest łatwo wrócić do pisania po przerwie. Jak długa (bądź krótka) by ona nie była. Co z tego, że
w głowie bije się o uwagę milion myśli, skoro nie dają się one ubrać w odpowiednie słowa, itp. itd. To chyba rozterki każdego, kto przez jakiś czas nie tworzył. No ale nie można przecież zupełnie się i Was zaniedbać,
i pora zakasać rękawy, uśpić dzieci i dalejże do dzieła! ;P

Ostatnio bardzo często rozmyślam w temacie miłości- tej bardziej małżeńskiej i rodzinnej (ciekawe czemu? ;P ) Ale nie w stylu: "Jaka to ona piękna!", tylko wręcz przeciwnie- dlaczego może jej zabraknąć. Co jest antytezą miłości? Czym można jej zaszkodzić?

Od zawsze powtarza się, że zaprzeczeniem miłości jest nienawiść. Można kogoś kochać, albo nienawidzić. Zupełna skrajność, prawda? Tylko w tych uczuciach istnieje jednak pewne podobieństwo- oba stany wymagają dużego emocjonalnego zaangażowania i wkładu pewnego zapału. Nienawiść zżera tony energii. Emanuje agresją, niepokojem, złorzeczeniem i ...ciągłym myśleniem o znienawidzonej osobie. Fakt, że pozostaje się
 w czyjejś głowie może być choć małym pocieszeniem, czyż nie? ;)

Co więc dalej z kontrastowaniem potężnej siły kochania? Wydaje mi się, że przeciwieństwem miłości naturalnie staje się egoizm. Skupienie na sobie zaprzecza idei kochania kogoś. Można tak się w siebie wpatrzeć, że zapomni się o całym Bożym świecie. Z miłości partnerskiej, rodzicielskiej, małżeńskiej pozostaje miłość do swojego własnego ego. Przejawia się to oczywiście na wiele sposobów, ale chyba najbardziej czytelne staje się wówczas, gdy nie mamy ochoty/potrzeby/czasu na kontakt z drugą osobą, bo jesteśmy nadmiernie zaaferowani własnymi sprawami i czubkiem własnego nosa.

Wreszcie uważam, że za odwrotność miłości można przyjąć obojętność. Ona bardzo boli. Brak zainteresowania kimś, kto w relację mocno się angażuje, podcina skrzydła. To nieczułość, odtrącenie, unikanie.
Brrr.... jak zimno. A przecież miłość ma ogrzewać.

Tak sobie w rezultacie myślę, że odwracając to, co miłości zaprzecza, można uzyskać piękny jej obraz. Chcesz tworzyć udany związek? Proszę bardzo! Swoją energię poświęcaj nie tylko na siebie, ale też na najbliższych. Troszcz się o uczucie, które wspólnie budujecie i wreszcie- nie pozostawaj głuchy na sygnały.

Takie to wszystko oczywiste, gdy się o tym pisze ;)
0

piątek, 15 lipca 2016

Powrót.





Uffff... Łazienka umyta, obiad ugotowany, lista zakupów zrobiona, pranie rozwieszone, zaplanowana ilość książki przeczytana, dzieci nadal śpią- można wreszcie po dłuuuuuuugiej przerwie siąść do pisania. Aż w sumie nie mogę uwierzyć, że znalazłam na to czas!

Z jedną tylko Weroniką było początkowo niełatwo. Zawsze coś się działo: a to bolący brzuch,  
a to humory. Jakoś jednak przezwyciężyłyśmy przeciwności i powoli zaczęłyśmy wychodzić na prostą. Dzień układał się w jeden w miarę ogarnięty schemat zajęć: obowiązków i przyjemności. Godziny płynęły w ustalonym rytmie. Od czasu do czasu pojawiało się jakieś urozmaicenie, goście lub wyjazd. 

Pojawił się Staś. 

Wszystko od nowa. Nowy plan na rodzinę, dom, życie. 

Myślałam, że będę w stanie kochać tylko jedno dziecko, że nie podzielę tej miłości na dwoje, nie w takim tempie. Wyjeżdżając do szpitala patrzyłam na córkę z uwielbieniem; jak na najdroższy skarb, za który dałabym się pokroić. 

Urodziłam Stasia. Przytuliłam go do siebie i utkwiłam w nim wzrok. Pierwsze nasze spotkanie- on śliczny, różowiutki, delikatny i taki maleńki. Mój synek.

Zaczęłam się nim zajmować na sali poporodowej: przewijać, karmić, tulić, nosić. 
Mój synek.

Wróciliśmy do domu. Weronika taka wielka! I zaradna! I coraz bardziej bystra! 
I spostrzegawcza! Dłuższą chwilę wpatrywała się w brata, a ja w nią. Wtedy zrozumiałam, jak miłość się dzieli.

Im więcej jej dajesz, tym więcej budzi się jej w tobie.
0

poniedziałek, 30 maja 2016

Może mówię sobie: "Dość!" ?






Zaciskam pięści. Nie z gniewu, nie ze złości czy spięcia. Nie w gotowości do pobicia. Nie podczas pobierania krwi.

Zaciskam pięści, bo w dłoniach chcę zatrzymać to, czego boję się wypuścić i stracić: moje zaklęte w ciszy słowa, przekonania, wartości...

Lęk. Znowu on. Łazi tuż za mną nierozerwalnie, a kiedy tylko mu na to pozwolę, wskakuje na plecy, chwyta za szyję i dusi. Tak jak teraz.

Czy umiem z nim żyć? Czy jestem w stanie stworzyć mu przestrzeń w mojej codzienności? Czy potrafię go oswoić na tyle, żeby nie usidlał, a raczej łagodnie oplatał swoimi mackami moją szyję?

I dlaczego patrzę na moje zaklęte w ciszy słowa, przekonania, wartości tylko z jednej perspektywy? Może nadchodzi jednak teraz czas na kolejny powiew świeżości?...
Też to czujesz? 
0

wtorek, 24 maja 2016

W ciszy zaklęte...




Słowa. Tak ich nieraz dużo. I tyle ciśnie się na usta. I w sumie tylko ciśnie, bo nie wyślizgują się same. Pozostają pod kontrolą umysłu- niewypowiedziane, zatajone, zahamowane, nieprzepuszczone przez filtr. Nie oglądają światła dziennego. Wracają, skąd przyszły. Kumulują się w głowie. Drążą w niej swoje słowne ścieżki.

Tylko słowa. Słowa niewypowiedziane.

A jaka moc.

Nikt nie odgadnie, co chciałeś powiedzieć. Nikt nie zna Twoich intencji ani zamierzeń. Może orientuje się w Twoich upodobaniach, ale nie wypowie za Ciebie tego, co ma usłyszeć świat. Nie wyzna Twojej opinii. Nie podejmie za Ciebie decyzji. Nie sprecyzuje Twojego zdania. Nie wyrazi Twoich nadziei, planów, wyobrażeń, życzeń, wizji czy marzeń. To Twoja rola. Twoje kreowanie swojej rzeczywistości. Twoja odpowiedzialność za siebie.

Jeśli wreszcie nie wypowiesz na głos: "Chcę...", to utkniesz. Twoje niewypowiedziane myśli nie dadzą Ci spokoju. Będziesz żyć w strefie wyobrażeń. Będziesz żyć w strefie swojej głowy, swojego umysłu- ale na pewno nie swojego życia.

Nie chcesz żyć swoim życiem?

0

środa, 11 maja 2016

Poczucie misji.





Pewno większość z nas dochodzi do takiego momentu w życiu, kiedy zaczyna zastanawiać się, co tu właściwie robi i gdzie tkwi sens tego wszystkiego. Czyli chce odkryć i pochyla się w stronę swojego egzystencjalnego przeznaczenia.

Przeznaczenie to można śmiało nazwać Życiową Misją. 

Słowo "Misja" od razu nasuwa na myśl skojarzenia związane ze służeniem i oddaniem innym ludziom, ale też z wykonywaniem czegoś z zapałem, entuzjazmem i dużym zaangażowaniem, licząc na wyraźne efekty. Wikipedia mówi, że misja to po prostu zadanie do spełnienia. Jednak historia języka doszukuje się w tym haśle bogatszych znaczeń. Dwa główne synonimy tego określenia to bowiem "posłannictwo" i "powołanie". A te z kolei nieodłącznie kojarzą się 
z faktem, że musi istnieć Ktoś, kto nas "posyła" i "powołuje". Tak więc nasuwa się tu prosty wniosek: oddać się misji można jedynie odczytując ją jako przeznaczenie przez siłę wyższą do pełnienia jakiejś roli.

Misja odsyła do Boga. I do zajrzenia w głąb siebie. Dążenie do celu życiowego, by swoją egzystencję wypełnić entuzjazmem, ma podłoże greckie. "En theos" tłumaczy się jako "Bóg 
w nas". 

Odnalezienie Boga w sobie pomaga odkryć sens bycia tu i teraz na ziemi? 

A czym lub kim jest Bóg w nas? Moja wiara nie opowiada się za czynieniem Boga z siebie, choć rzeczywistość mocno na to naciska. Chrześcijaństwo mówi raczej o przyjęciu Stwórcy do swojego serca z całą Jego Boską doskonałością- poprzez sakramenty- oraz odnalezienie Go 
w drugim człowieku. Bóg w nas... dla mnie osobiście to również spokój ducha, osiągnięty nie poprzez popularną dziś jogę czy medytację, ale modlitwę i uważność.

Życiowa Misja nierozerwalnie kieruje mnie w stronę Boga, jakiekolwiek miałoby być moje zawodowe i prywatne zadanie na ziemi do wykonania. Mogę je bowiem właściwie odczytać jedynie poprzez pryzmat Boskiej interwencji w moje Ja i wyznaczając swój własny system wartości.

Jeśli chcesz zgłębić mocniej ten temat, odsyłam oczywiście do Biblii, ale też książki "Jakiego koloru jest twój spadochron?" R.N. Bolles, która zainspirowała mnie do wszystkich tych przemyśleń. Potem podziel się swoimi spostrzeżeniami- czym jest dla Ciebie Misja?
0

wtorek, 10 maja 2016

Wyjątkowo... doceniam!





Od niedawna czuję, że w powietrzu unosi się ten wyjątkowy i, w swojej wyjątkowości powtarzalny co roku, klimat. Wszystko szybko i chętnie budzi się po zimie do wiosennego życia- i zaskakująco prędko gna w stronę lata. 

Maj jest cudownym miesiącem! Przyroda szaleje: bzy rozkwitają i roztaczają dookoła swoje zapachy, wszędzie aż roi się od barw roślin i owadzich dźwięków. Uwielbiam zatopić się 
w majowym krajobrazie i doceniać jego piękno w promieniach słonecznych!

Maj jest też dla mnie wyjątkowy z innego względu: obchodzimy wtedy zawrotną kumulację świąt i uroczystości rodzinnych. Tyle się dzieje! Oprócz bieżących wydarzeń rodzą się też wspomnienia minionych, wspólnych, cudownych chwil... Wraca szczególny nastrój; czasem kołatanie serca i drżenie rąk. Lubię celebrować takie chwile. One nadają głębsze znaczenie temu, co i tak istotne w moim życiu. Po moich reakcjach odczytuję, co jest dla mnie nadzwyczaj ważne i czemu poświęcam siebie i najbliższych.

Maj to również miesiąc Maryjny, czas Pierwszych Komunii Świętych, zbliżenia się do kościoła.

Kiedyś maj kojarzył mi się z dużą ilością zaliczeń i egzaminów. "Tuż przed maturą kwitły kasztany..."- a to chociaż urozmaicało monotonię nauki i pocieszało. 

Teraz wreszcie maj jest dla mnie przede wszystkim wyjątkowym docenieniem pewnej nagminności ;) 

A Wy który miesiąc i za co szczególnie wyróżniacie?
0

sobota, 30 kwietnia 2016

Odpowiedzialność. I kropka.







W każdej pracy spotykamy się z tematem odpowiedzialności. Naprawdę nie jest możliwe uniknięcie go!


A ja coraz częściej odnoszę wrażenie, że ludzie z bliskiego mi otoczenia uciekają przed pracą czy obowiązkami, bo -jak twierdzą- nie radzą sobie z poczuciem odpowiedzialności za wykonanie ich. Rzucają wszystko z dnia na dzień, licząc, że zostaną samoistnie "złowieni" przez zajęcie wymagające mniej przezorności i uwagi.

Ciekawi mnie, dlaczego tak jest. Czemu ucieczka przed odpowiedzialnością tak bardzo kusi 
i zwycięsko łowi swoich zwolenników?

Rozumiem, że można nie znosić krytyki innych na temat wykonanych przez nas zadań.

Rozumiem, że można chcieć przedłużyć sobie beztroskie dzieciństwo, w którym otrzymało się mało budujące wzorce brania na siebie dojrzałych konsekwencji.

Rozumiem, że można nie rozumieć sensu odpowiedzialności. Zwykle na jej całokształt pracuje jednak zespół ludzi, nie jesteśmy sami.

Rozumiem, że można czuć się przytłoczonym ciągłym działaniem pod presją i w napięciu.

Rozumiem, że można nieszczęśliwie ponosić ten rodzaj odpowiedzialności, który nam nie służy. Nie lubisz pracować ze sprzętem, a stoisz przed zadaniem naprawy kosiarki? Oj, chyba nie będzie Ci lekko wprowadzić ją w bezpieczne użytkowanie...

Rozumiem, że można obawiać się prawnych konsekwencji popełnienia poważnych zawodowych błędów.

Rozumiem, że można zrezygnować, gdy wygrywa strach.

Rozumiem, że życie bywa skomplikowane.

Odpowiedzialność jednak jest wszędzie. Żeby ją polubić pewno wiele jeszcze czynników trzeba będzie zrozumieć, czyż nie?
0

Imię przesądziło o losie.






Tamar- wyjątkowa kobieta. Kobieta, która jak palma daktylowa miała znosić więcej, niż dane było innym. Miała, niczym drzewo swoje owoce, wydawać na świat liczne potomstwo. Nie łamać się i tkwić mocno korzeniami w pustynnej ziemi. Przetrwać w niesprzyjających warunkach dzięki swojej urodzie i mądrości. Takie przesłanie kryło się w imieniu Tamar, kolejnej postaci biblijnej, której życie zgłębialiśmy.

Choć królewska córka, to jednak nie była traktowana wyjątkowo. U swojego ojca Dawida nie miała żadnych względów. Posłuszna, grzeczna, pokorna- mężczyźni lubią te cechy u kobiet 
i niestety nierzadko wykorzystują na swoją korzyść. Tak było z Amnonem. Posłuchał niewłaściwego doradcy i palące go pożądanie przekuł w chytry plan zdobycia przyrodniej siostry. Nie miał dobrych intencji. Mimo upomnień Tamar i jej rozsądnych wskazówek na możliwość zawarcia małżeństwa, nie cofnął ręki podniesionej na niewinną. Zadał gwałt nie tylko dziewczynie ale i wszystkim prawom, rządzącym ich izraelskim, królewskim domem. Otworzył wrota do spełniającej się przepowiedni proroka Natana i miecz Pański zaczął krwawo odmierzać starotestamentalną, boską karę. 

Tamar, na ówczesne czasy, przegrała swoje życie. Gwałciciel nie wykupił jej od ojca, wygnał na pastwę losu, pozwalając miłości pokryć się wzbierającą w sercu nienawiścią. Dziewczyna rozdarła swe szaty, lamentując przeraźliwie. Jej życie było skończone, nie tylko na kartach Pisma Świętego. Pozostała jedynie w pamięci brata Absaloma, który jej imię przekazał swojej córce, a siostrę krwawo pomścił.

Dlaczego kobiety w Biblii pozostawały niżej w hierarchii społecznej niż mężczyźni? Dlaczego nie miały wpływu na swój los? Dlaczego rodziny po dziś dzień są bardziej skomplikowane niż nam się wydaje? Dlaczego wielki władca, król Dawid, obojętnie przeszedł do codzienności nad losami swojej córki? Dlaczego?... Po niektóre odpowiedzi odsyłam do 2 Sm 13; inne przynosi życie.
0
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.