piątek, 25 marca 2016

Wielka Śmierć.








Taki dzień w sam raz na umieranie. Bo dlaczego by nie? Pogoda jakaś taka niemrawa, dywan czeka pełen okruchów na litujący się gest dobroci ze strony odkurzacza, torba na wyjazd sama spakować się nie chce, a ponad wszystkim ząbkująca Mała, która ledwo co usnęła, wyciszona ciepłym mlekiem. Można umierać.

Dziś pozwalam sobie na śmierć. Na śmierć moich wszystkich niedoścignionych bez sensu ideałów. Wieszam na stryczek bez żalu za ciasne myśli, niepasujące już do mnie słowa. 
W drobny mak siekam przestarzałe pomysły i niezrealizowane minione już fascynacje. Gilotyna czeka na zatęchłe emocje, które odczuć się do tej pory nie zechciały (nie daję im kolejnej szansy). W młodym- starego szkoda- winie topię smętne chwile i niechwalebne wspomnienia czegoś, co nie wróci, bo nie ma po co. Wysyłam na rzeź wszystko to, czemu kiedyś nieopatrznie zrobiłam miejsce w swoim życiu, a na nic się ono zdało. Iluzje, nadzieje, obawy, lęki, przebudzenia woli- pa! Żegnajcie, żałoby nie będzie!

Wielki Piątek. Wielka Śmierć. 
Krzyż, cierpienie, niesprawiedliwość, ból, bezradność, wątpliwości.


Moja śmierć nie będzie tak słynna ani zbawienna dla ludzkości. Będzie moim prywatnym manifestem przemiany. Będzie zrobieniem miejsca na nowe, świeże, nazwane i wyczekiwane. Będzie ciszą i zbieraniem życiowej energii w zawieszonym w czasie oczekiwaniu Wielkiej Soboty. Będzie... jest.

Jest powiewem Niedzielnego Zmartwychwstania. Jest realnym przejściem do nowego życia.


Życzę sobie i Wam doświadczenia Śmierci Wielkiego Piątku, Wyczekiwania Wielkiej Soboty 
i Wiosennego Natchnienia Niedzieli Zmartwychwstania.

Alleluja! 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.